Śnieg płynął spokojnie przez powietrze. Gdy topniał, etc., nie odczuwał tego zbyt mocno. Nie umierał w każdym razie, chodź pewnie tak by wszystko bardziej pasowało i w ogóle byłoby przyzwoiciej. Podczas odwilży odczuwał pewne swędzenie, ale jaką rekompensatą była niewysłowiona radość i przyjemność, jaką sprawiało mu delikatne płynięcie w powietrzu! Nic milszego. Tak więc, gdy ludzie mówili o globalnym ociepleniu, drażniło go to nie tylko ze względu na pewność, że to stek bzdur, ale przerażała go też wizja: pięć minut latania, pięć dni topnienia. I tak w kółko! Wtedy chyba by rzeczywiście umarł. Na pewno by czegoś tak okropnego nie przeżył. Wzdragał się na samą myśl o tym, choć, oczywiście, nie było mu zimno.
— I jak? Czy zauważył pan jakąś zmianę we własnym samopoczuciu od ostatniej wizyty? – Spytał Psycholog.
— Oczywiście! – Zakrzyknął wesoło Śnieg. Odczuł zmianę, i to jaką! - Jeszcze nigdy mi się tak wspaniale nie padało!
— A widzi pan!
— Coś odkryłem. – Dodał Śnieg nieco bardziej tajemniczo. – Cieszą się ze mnie nie tylko dzieci! Wie pan, co ja usłyszałem?
Tu wypadałoby wtrącić, że Śnieg może słyszeć myśli ludzi. Nie czytać. Słyszeć. Te myśli, które są lekkie i zwiewne, te, które na skrzydłach szczęścia i radości unoszą się ponad ziemię, te śnieg może wychwycić, usłyszeć. Zaś ciężkie, szare, smutne i ponure myśli, które opadają w dół pod swym ciężarem, przysługują Ziemi. Dlatego Ziemia bardzo nie lubi myśli ludzkich, tylko te dziecięce. Dzieci, bowiem mają zawsze piękne myśli, szczególnie te najmłodsze, a są wystarczająco niskie, aby ich radość przypadała Ziemi w udziale.
— Cóż, więc takiego pan usłyszał?
— Otóż, ostatnio było straszliwie zimno. Jak się pan zresztą z pewnością zorientował. Płynąłem sobie w powietrzu i patrzyłem na ludzi, aż tu nagle widzę jakąś dziewczynę z wielkim czarnym czymś na plecach. Pewnie był to jakiś instrument. W każdym razie było jej zimno, nie przymierzając, jak jasna cholera. Cała drżała, a to był dopiero początek jej drogi do szkoły. Palce jej przemarzały, bo nie miała rękawiczek, policzki czerwone, no mówię panu! Ogólnie z początku nie słyszałem jej myśli, pewnie była nie w humorze. Nic zresztą dziwnego. W pewnej chwili zaczęło coś do mnie docierać. Usłyszałem z jej strony coś o zimnie, tak, ale jakoś… Na początku było to bardzo nisko, o złym zabarwieniu, nagle jednak wskoczyło dużo wyżej. Usłyszałem wyraźnie, jak woła do siebie w myślach: „Ejże, chcesz, żeby przestał padać śnieg?!” I po chwili już leciałem niemalże przez jej głos. Cieszyła się strasznie. Niemal cała krzyczała z radości na każde wspomnienie o mnie. Stwierdziła wyraźnie, że może znieść każde zimno, może zamarznąć, byle śnieg nie przestał padać. Patrzyła na mnie z zadowoleniem nawet przez okna w szkole. Szczęście jej było z mojego powodu niewysłowione! Myślała z zadowoleniem, zę wreszcie będzie prawdziwa zima, prawdziwe święta, że obcokrajowcy nie będą więcej zawiedzieni, że przyjechali zobaczyć śnieg, a śniegu nie ma! Ona uwielbia mnie! Uwielbia normalnie mój widok, obserwuje kształty płatków, patrzy, sprawdza, ile mnie już jest i obserwuje jak wiruję w powietrzu! – Przerwał, wyczerpany. Wziął kilka głębokich wdechów.
— Niesamowite! – Skwitował doktor – ta dziewczyna ma w sobie coś z dziecka… ile ma lat?
— Tak z… paręnaście, stawiam na piętnaście. To dobra liczba.
— Ta jej „niewysłowiona radość” i entuzjazm! Bardzo mnie pan rozradował tą widomością! Bo widzi pan, od dawna badam dziecinność ludzką. To jak bardzo potrafią zadowalać się byle czym i jak wszystko potrafi ich fascynować. I przyznam, że moje dotychczasowe wyniki nie były zbyt zadowalające. Większość dziecinnych dorosłych i młodych cechuje po prostu dziecięca lekkomyślność i głupota. Tę dziewczynę zaliczę, więc do swych faworytów.
— Dobrze, że umie ją pan docenić, panie doktorze! No, ja wracam. Trzeba się naszykować, będę padał całą noc! I nie stopnieję do świąt! – Obiecał przy pożegnaniu.
— Miejmy nadzieję – Odparł Psycholog z uśmiechem i zamknął za Śniegiem drzwi. – Miejmy nadzieję, że takich ludzi jest jeszcze więcej. Ja też uwielbiam śnieg – mówił do siebie patrząc przez okno. – Dlatego zima jest biała. A nie szara. I dlatego lato jest zielone. A nie szare. Głupio by było, gdyby któraś z tych pór roku utraciła swoje kolory. Świat byłby wtedy nagi, a jeszcze nie spotkałem osoby, która swe zadowolenie wyrażała zrzucaniem ubrania.